cezary-beznadzieja

Jak na faceta ponad 100 kilogramów przystało lubię zjeść. Może to nawet genetyczne? Wszyscy w mojej rodzinie lubili lub lubią zjeść. U mnie dochodzi jeszcze jeden problem. Ja muszę mieć zapas żarcia w zasięgu ręki. Nigdy nie przeżyłem głodu a jednak to chomikowanie mam non stop w głowie. Ale z drugiej strony... Chcę mieć 15 słoików kiełbasy, 20 pędków kiełbasy wedzonej, kilka szynek, baleroników i polędwicy - wędzonych oczywiście. To wszystko w lodówce i zamrażarce. Czy to takie głupie? Pięć dni po kilka godzin lekkiej pracy i 250 zł. A potem 3 miesiące tylko wyjmować i jeść. To się nazywa lenistwo a nie obżarstwo. Zacznijmy więc od 15 kwietnia!

    

 

Kiełbasa słoikowa wedłg "mnie"

 

Wieczorem mielimy mięso. Doprawiamy według receptury:

- 1 kg mięsa

- 2 - 3 łyżeczki soli peklowej ok. 15 g

- 2 listki laurowe

- 3 kulki ziela angielskiego

- 1/2 łyżeczki pieprzu mielonego

- 1,5 łyżeczki kolędry

- 2 ząbki czosnku

- 1 łyżka majeranku

- 150 ml wody.

Mięso mielimy. Ziela rozdrabniamy. Czosnek przez praskę. Mieszamy aż będzie odchodziło od dłoni. Smakujemy i ewentualnie według gustu doprawiamy. Do lodówki. Rano do słoików i pasteryzujemy ok. 1,5 - 2 godzin. I wszystko. Ja zrobiłem kiełbaskę z 6 kg mięsa. Moim zdaniem pychota za parę złotych i trochę czasu - do 40 minut pracy - lekkiej. 

Polecam.

 

Zaczynam "zadymiać"

 

Czyli będę wędził! Boję się pikielnie ale będę wędził.

No i uwędziłem schabiki. I jak wyszło na pierwszy raz? REWELKA !!! A jak to było? 

Otóż. W sobotę przyszła do nas Asi córka z naszym wnusiem. Poszło piwko, drugie - ale bez podtekstów - a potem okazało się, że córa nocuje u nas i wieczorem, ok. 23.00, przyjedzie jej facet po pracy. Jedyne wyjście: ognisko i czekanie na spóźnionego gościa. A jak czekanie to wstawiłem do wędzenia moje schabiki, które się tydzień peklowały i miały się wędzić nazajutrz. Wędzenie rozpocząłem ok. 18.00. Do przygotowanej wcześniej beczki - na zdjęciu - wstawiłem kuchenkę elektryczną, na to postawiłem tackę do ciasta, wsypałem zrębki i podłączyłem do prądu na maxa. Oczywiście wcześniej schabiki obciekły na słoneczku 2 godziny. UWAGA NA MUCHY !!! Co jakiś czas dosypywałem zrębków garść czy dwie i podlewałem leciutko wodą. Cała filozofia. Tak wędziłem przez 7 godzin. Zaletą tego systemu jest fakt, że przy takiej objętości beczki, temperatura dymu stała jak "constans" na 45 st. Celsjusza. Schabiki do rana zostały w beczce. Rano okazało się, że w konsystencji i wyglądzie są jak polędwica sopocka wędzona nie parzona, taka jak w sklepie za 30 zł kilogram a w smaku.... palce lizać. Nigdy czegoś takiego nie jadłem.  Jest krucha i delikatna, nie ciągnie się. I jeszcze jedno: ja użyłem zrębków 0,75 kg bukowo-olchowych. Wyszło cacy a następnym razem spróbuję innych zrębków np. czereśniowych lub orzecha włoskiego. Powinien być inny smak. Polecam!



Dodaj komentarz






Dodaj

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl